Sport – pasja, miłość, walka. Wujek, Tempo i Ronaldo. Część IV
Ostatnia aktualizacja: 09.02.2016 r.
Wraz z upływem lat, dorastałem też jako kibic. Na pierwszy w moim życiu mecz zabrał mnie wujek. Mój ulubiony wujek. Dziś już nie żyje, ale utrwalona przez niego miłość do sportu trwa we mnie i zapewne trwać będzie do końca mojego życia. Będąc uczniem szkoły podstawowej byłem już częstym gościem na stadionach i w sportowych halach. Kibicowałem wszystkim krakowskim drużynom i wszystkim dobrze życzyłem. Kieszonkowe wydawałem tylko na oranżadę i na bilety na mecz. No i oczywiście na Tempo – najlepszą sportową gazetę na świecie!
W każdy poniedziałek, przed szkołą, a zaczynałem lekcje o godz. 7:30, szedłem, a właściwie biegłem, do kiosku Ruchu po Tempo. W drodze do szkoły rzut oka na wyniki meczów i na ligowe tabele. Jeśli ktoś nie rozumie czemu w poniedziałek dowiadywałem się o sobotnich i niedzielnych wynikach, to przypominam, że internet wtedy jeszcze nas nie zaszczycił swym wszechistnieniem, telefony komórkowe to tylko w powieściach science fiction były, a o telewizyjnych kanałach sportowych nikt chyba jeszcze nawet nie myślał. Jeśli w weekendowe wieczory przeoczyłem wiadomości sportowe w Dzienniku Telewizyjnym, to informacje przynosiła dopiero poniedziałkowa prasa.
Oczywiście było też radio. I były magiczne relacje w radiowej Kronice Sportowej. To był zaczarowany świat sportu. Jako 11-latek, podczas wakacji w 1985 roku, na zakończenie dnia słuchałem radiowych opowieści o trwających tenisowych zmaganiach w Wielkim Szlemie na Wimbledonie. Wygrał wówczas Niemiec, Boris Becker. Dziś to trudne do wyobrażenia, ale dopiero w poniedziałkowym Tempie, zobaczyłem (oczywiście na czarno-białym zdjęciu) jak on wygląda. Jedyną kolorową sportową gazetą w Polsce był tygodnik Sportowiec, a zdjęcia w Sportowcu, to były rarytasy.
Wkroczenie w dorosłość to także wkroczenie w szerszą formę kibicowania. Jako kibic byłem na wielu stadionach świata, byłem świadkiem wielu wspaniałych zawodów na największych imprezach sportowych. Kibicowałem na Igrzyskach Olimpijskich 2012 w Londynie, na piłkarskich Euro 2008 w Austrii i na naszym, polskim Euro w 2012. Byłem na piłkarskich Mistrzostwach Świata 2006 w Niemczech i na zeszłorocznym hokejowym światowym championacie w Czechach. Oglądałem mistrzostwa świata i Europy w siatkówce, koszykówce, piłce ręcznej, lekkoatletyce, biathlonie, wyścigach na żużlu, podnoszeniu ciężarów, łucznictwie, kajakarstwie górskim i kolarstwie torowym. Podziwiałem na żywo m.in. Cristiano Ronaldo, Roberta Lewandowskiego i Manuela Neuera, Marię Szarapową, Usaina Bolta, Jelenę Isinbajewą, Genzebe Dibabę, Tomasza Majewskiego i Anitę Włodarczyk, Tomasza Golloba, Adama Małysza i Kamila Stocha, Martina Szmitta i Svena Hannawalda, Jaromira Jagra, Mariusza Wlazłego i Annę Barańską, Karola Bieleckiego i Sławomira Szmala. To są moje marzenia, których nie osiągnąłem jako zawodnik, ale które spełniam jako kibic. Są to przeżycia niezwykłe, wręcz magiczne. Dziś będąc dorosłym człowiekiem, nadal czuję dumę widząc medal na piersiach polskich sportowców, nadal czuję wzruszenie słysząc polski hymn grany reprezentantom naszego kraju. Nadal cieszę się ze wspólnych zdjęć z gwiazdami sportu. A najbardziej się cieszę, że w moim kibicowaniu często towarzyszą mi moja żona i nasze dzieci.
Serdecznie zapraszam Państwa do działu „o mnie”. Jest tam wiele moich sportowych zdjęć – zarówno kibica jak i uczestnika sportowych zawodów.
Za tydzień przedstawię Państwu piątą, ostatnią część mojej sportowej opowieści i kolejny zestaw prywatnych zdjęć – z gwiazdami światowego sportu, które miałem przyjemność spotkać. Gorąco Państwa zapraszam!